Rozdział 22


                                       



Adrian siedział na łóżku jak w transie.Trwał już tak dobre dziesięć minut, a ja miałem totalny mętlik w głowie. Martwiłem się o Rozę. Nie miała przy sobie broni. Mogła liczyć tylko na siłę własnych mięśni. Ja jako wyszkolony i doświadczony strażnik nie miałem szans z grupą strzyg.  
-Masz coś?- spytałem Adriana
-Nie  do końca. Strasznie słabo odczuwam ducha, ale mniej więcej wiem kto jest właścicielem i jaki urok został rzucony na pierścień. 
-Konkretnie, bo mamy mało czasu. Rose i Księżniczka są w niebezpieczeństwie, a Ty pierdzielisz trzy po trzy.
-Od kiedy jesteś na ty z Rosemarie? 
  -Nie, twoja sprawa Iwaszkow. Mów kto i co i się zmyje. Ewentualnie poczujesz mój sztylet ma swoim gardle. Czaisz? 
-Nie bulwersuj się tak. 
- Szybciej. Nie mam całego dnia.
-Dobra, dobra Bielikow. Był to Wiktor Daszkow, a urok nie jestem pewny. 
-Eheem. A możesz znaleźć ich lokalizacje? 
-Tak, daj mi minutkę.  
Znów popadł w jakiś trans, a ja kręciłem się po pokoju.
Z wielką ochotą by go zabić. Tylko, że jeszcze on mi się przyda.   
***
Pierwszą rzeczą jaką pamiętałam był mrok. To dziwne, nie wiedziałam gdzie byłam, a co gorsza nie wiedziałam nic. Spróbowałam wstać, ale nie mogłam byłam do czegoś przywiązana. 
            - Cholera jasna! - mruknęłam i zaczęłam się szarpać z więzami.          
  - Obudziłaś się... W końcu.      
- Gdzie ja jestem – spytałam cicho.          
- Moja droga, nie sądzisz chyba, że ci to powiem, a teraz pójdziesz ze mną – z cienia wyłonił się mężczyzna. Był koło czterdziestki, nie miałam bladego pojęcia co tu robił ani kim był. Mówił do mnie tak jak gdyby mnie znał...
***
                        Adrianowi udało się namierzyć osobę która rzuciła czar na sygnet. Ruszyliśmy o świcie w stronę jaskiń oddalonych o kilka kilometrów od szkoły. Tam przegrupowaliśmy się na mniejsze oddziały. Pozwolono dwóm nowicjuszom na opuszczenie terenu szkoły pod nadzorem strażników. Alberta była wściekła, ale Eddie i Mason oraz pierścień byli naszymi jedynymi poszlakami. Jaskinie okazały się mieć znacznie szerszą sieć tuneli niż można by się spodziewać. Na końcu jednego z nich wydrążono schody prowadzące w głębsze partie góry. Zanim się zorientowaliśmy co się dzieje usłyszeliśmy wrzask. Kobiecy krzyk. Lissa. Poznałem ją od razu.   
  - Ulecz go suko! Ulecz!           
- Nie! Aaaa! - kolejne wrzask.            
  - Ulecz go albo cie zmienię!     
Stanąłem jak wryty, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Znalem go, znałem  ten głos. Był równie żeński z namacalnie wyczuwalnym rosyjskim akcentem, niegdyś miękki i przyjazny teraz złowrogo odbijała się echem od ścian jaskini, przesycony jadem i złością. Galina. To. Była. Galina. Moja dawna mentorka.      
  - Cholera jasna! Nic cię nie rusza nawet własna przemiana? A może śmierć twojej przyjaciółki, poskutkuje? Nie... mam lepszy pomysł może ją zmienię? Będziesz patrzyła jak, powoli i boleśnie zacznę ją osuszać z krwi, a później pozwolę jej pożywić się na tobie. Młode strzygi są spragnione i nie wiedzą jak używać endorfin... hm... tak słodko pachnie.         
- Rose, Boże... Nie.             
- Pośćcie mnie! - usłyszałem jej piękny głos. 
Nasłuchiwaliśmy odgłosów krótkiej szarpaniny. Rozległ się trzask.           
  - Rose nie! Zostaw ją! Uzdrowię go nie rób tego błagam.        
  Wbiegłem po schodach i zmierzyłem się z pierwszą ze strzyg, za mną do walki ruszyli pozostali strażnicy. Mieliśmy przewagę. Kiedy moim oczom ukazał się widok Rose niemal zamarłem. Leżała nieprzytomna pod ścianą w kałuży własnej krwi. Lissa była przywiązana do krzesła a nad nią stał Daszkow. Galina natychmiast rzuciła się w wir walki, dopadła mnie jednym susem, przez ułamek sekundy okrążaliśmy się jak dwa drapieżniki. Przed naszą walką uchroniły mnie krzyki naszej odsieczy.      
  - Eto ne konets*  - warknęła i zniknęła tak samo i strzygi razem z Daszkowem. Strażnicy rzucili się aby uwolnić księżniczkę, a ja w stronę Rose...
****            
Obudziłam się w łóżko. Sterylne pomieszczenie zdawało się być przesycone zapachem leków i detergentów.  W następnej sekundzie znalazłam się już gdzie indziej: Obejmował mnie jakiś chłopak. Szlochałam. Nie to nie ja... to ten ktoś. Nic nie rozumiałam, czułam jedynie rozpacz:        
- Boje się Christian, boję się o nią. A jeśli mi się nie udało?      
- Udało ci się. -
 Rose? - zobaczyłam przed sobą parę brązowych oczu.
 Był to mężczyzna na oko starszy ode mnie o jakieś pięć może sześć lat. 
- Oh, Roza tak bardzo się o ciebie bałem – pocałował mnie czule w czoło i pogładził po policzku. Spojrzałam na niego spłoszonym i przerażonym wzrokiem i odsunęłam się.     
  - Kim jesteś?
______________________________________________

* To jeszcze nie koniec

____________________________________
Wiem, że wrzucamy rozdziały raz na ruski rok, ale mamy tyleeee roboty, ze nie wyrabiamy. Ja mam 2 projekty premierę trzysta kartkówek. Kala podobnie. Mam też wielka nadzieję, że blog Wam się podoba. Jeśli coś robimy źle piszcie w komentarzach. 
Enjoy! 



5 komentarzy:

  1. Fajny blog :)

    Obserwuję i liczę na rewanż: http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog :D pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. może być ale ten jest lepszy http://juna.bloa.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zgadzam się ten blog jest niezły ale http://juna.bloa.pl/ to prawdziwy poemat :D

      Usuń
  4. kiedy kolejny rozdział?
    http://juna.bloa.pl/ - polecam

    OdpowiedzUsuń