Adrian siedział na łóżku jak w transie.Trwał już tak dobre dziesięć minut, a ja miałem totalny mętlik w głowie. Martwiłem się o Rozę. Nie miała przy sobie broni. Mogła liczyć tylko na siłę własnych mięśni. Ja jako wyszkolony i doświadczony strażnik nie miałem szans z grupą strzyg.
-Masz coś?- spytałem Adriana
-Nie do końca. Strasznie słabo odczuwam ducha, ale mniej więcej wiem kto jest właścicielem i jaki urok został rzucony na pierścień.
-Konkretnie, bo mamy mało czasu. Rose i Księżniczka są w niebezpieczeństwie, a Ty pierdzielisz trzy po trzy.
-Od kiedy jesteś na ty z Rosemarie?
-Nie, twoja sprawa Iwaszkow. Mów kto i co i się zmyje. Ewentualnie poczujesz mój sztylet ma swoim gardle. Czaisz?
-Nie bulwersuj się tak.
- Szybciej. Nie mam całego dnia.
-Dobra, dobra Bielikow. Był to Wiktor Daszkow, a urok nie jestem pewny.
-Eheem. A możesz znaleźć ich lokalizacje?
-Tak, daj mi minutkę.
Znów popadł w jakiś trans, a ja kręciłem się po pokoju.
Z wielką ochotą by go zabić. Tylko, że jeszcze on mi się przyda.
Z wielką ochotą by go zabić. Tylko, że jeszcze on mi się przyda.
***
Pierwszą rzeczą jaką pamiętałam był mrok. To dziwne, nie
wiedziałam gdzie byłam, a co gorsza nie wiedziałam nic. Spróbowałam wstać, ale
nie mogłam byłam do czegoś przywiązana.
- Cholera
jasna! - mruknęłam i zaczęłam się szarpać z więzami.
- Obudziłaś się... W końcu.
- Gdzie ja jestem – spytałam cicho.
- Moja droga, nie sądzisz chyba, że ci to powiem, a teraz
pójdziesz ze mną – z cienia wyłonił się mężczyzna. Był koło czterdziestki, nie
miałam bladego pojęcia co tu robił ani kim był. Mówił do mnie tak jak gdyby
mnie znał...
***
Adrianowi
udało się namierzyć osobę która rzuciła czar na sygnet. Ruszyliśmy o świcie w
stronę jaskiń oddalonych o kilka kilometrów od szkoły. Tam przegrupowaliśmy się
na mniejsze oddziały. Pozwolono dwóm nowicjuszom na opuszczenie terenu szkoły
pod nadzorem strażników. Alberta była wściekła, ale Eddie i Mason oraz pierścień
byli naszymi jedynymi poszlakami. Jaskinie okazały się mieć znacznie szerszą
sieć tuneli niż można by się spodziewać. Na
końcu jednego z nich wydrążono schody prowadzące w głębsze partie góry. Zanim
się zorientowaliśmy co się dzieje usłyszeliśmy wrzask. Kobiecy krzyk. Lissa.
Poznałem ją od razu.
- Ulecz go suko!
Ulecz!
- Nie! Aaaa! - kolejne
wrzask.
- Ulecz go albo cie
zmienię!
Stanąłem jak wryty, nie
wydając z siebie żadnego dźwięku. Znalem go, znałem ten głos. Był równie żeński z namacalnie wyczuwalnym rosyjskim akcentem, niegdyś miękki i przyjazny
teraz złowrogo odbijała się echem od ścian jaskini, przesycony jadem i złością.
Galina. To. Była. Galina. Moja dawna mentorka.
-
Cholera jasna! Nic cię nie rusza nawet własna przemiana? A może śmierć twojej
przyjaciółki, poskutkuje? Nie... mam lepszy pomysł może ją zmienię? Będziesz
patrzyła jak, powoli i boleśnie zacznę ją osuszać z krwi, a później pozwolę jej
pożywić się na tobie. Młode strzygi są spragnione i nie wiedzą jak używać
endorfin... hm... tak słodko pachnie.
- Rose,
Boże... Nie.
- Pośćcie mnie! -
usłyszałem jej piękny głos.
Nasłuchiwaliśmy odgłosów krótkiej szarpaniny. Rozległ
się trzask.
- Rose nie! Zostaw
ją! Uzdrowię go nie rób tego błagam.
Wbiegłem
po schodach i zmierzyłem się z pierwszą ze strzyg, za mną do walki ruszyli
pozostali strażnicy. Mieliśmy przewagę. Kiedy moim oczom ukazał się widok Rose
niemal zamarłem. Leżała nieprzytomna pod ścianą w kałuży własnej krwi. Lissa
była przywiązana do krzesła a nad nią stał Daszkow. Galina natychmiast rzuciła się w wir walki, dopadła mnie
jednym susem, przez ułamek sekundy okrążaliśmy się jak dwa drapieżniki. Przed
naszą walką uchroniły mnie krzyki naszej odsieczy.
- Eto ne konets* -
warknęła i zniknęła tak samo i strzygi razem z Daszkowem. Strażnicy rzucili się
aby uwolnić księżniczkę, a ja w stronę Rose...
****
Obudziłam
się w łóżko. Sterylne pomieszczenie zdawało się być przesycone zapachem leków i
detergentów. W następnej sekundzie
znalazłam się już gdzie indziej: Obejmował
mnie jakiś chłopak. Szlochałam. Nie to nie ja... to ten ktoś. Nic nie
rozumiałam, czułam jedynie rozpacz:
-
Boje się Christian, boję się o nią. A jeśli mi się nie udało?
- Udało ci się. -
Rose? - zobaczyłam przed
sobą parę brązowych oczu.
Był to mężczyzna na oko starszy ode mnie o jakieś
pięć może sześć lat.
- Oh, Roza tak bardzo się o ciebie bałem – pocałował mnie
czule w czoło i pogładził po policzku. Spojrzałam na niego spłoszonym i
przerażonym wzrokiem i odsunęłam się.
-
Kim jesteś?
______________________________________________
* To
jeszcze nie koniec
____________________________________
Wiem, że wrzucamy rozdziały raz na ruski rok, ale mamy tyleeee roboty, ze nie wyrabiamy. Ja mam 2 projekty premierę trzysta kartkówek. Kala podobnie. Mam też wielka nadzieję, że blog Wam się podoba. Jeśli coś robimy źle piszcie w komentarzach.
Enjoy!
Fajny blog :)
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na rewanż: http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/
Świetny blog :D pozdrawiam i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńmoże być ale ten jest lepszy http://juna.bloa.pl/
OdpowiedzUsuńTak zgadzam się ten blog jest niezły ale http://juna.bloa.pl/ to prawdziwy poemat :D
Usuńkiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńhttp://juna.bloa.pl/ - polecam