Rozdział 25

Gdy Lissa skończyła mnie leczyć, strasznie kręciło jej się w głowie, a ja miałem wrażenie, że jestem jak w jakimś transie.
-Potrzebujesz czegoś?
-Mógłbyś zaprowadzić mnie do karmicieli?
-Oczywiście. Tyle, że nie wyda się to dziwne?
-Nie powinno. Idziemy. Im szybciej, tym lepiej. Zaraz zemdleję - księżniczce znów zakręciło się w głowie. Prawie by upadła, gdybym jej nie podtrzymał.
Wyszliśmy z jej pokoju. Po drodze spotkaliśmy Albertę.
-Witaj strażniku Bielikow. Witaj księżniczko Dragomir. - ukłoniła się.
- Dymitr, jutro zaczniesz treningi z Hathaway.
-Czyli wychodzi ze szpitala?
-  Tak, czuje się dobrze.
-A mogłabyś przejąć moje treningi? Ja bym wziął twoje warty.
-Oczywiście. 
- Świetnie, a teraz przepraszam. Musimy już iść. Księżniczka potrzebuje wizyty u karmicieli. Póki nie ma Rose zobowiązałem się zostać jej strażnikiem.
- Dobrze. Pamiętaj o wieczornej warcie.
Odeszliśmy w stronę budynku dla karmicieli. Wreszcie zeszło ze mnie ciśnienie. Lissa słaniała się na nogach. Nie chciałem jej doprowadzić do tego stanu. Po co ja się na to zgodziłem?
- Wasylissa? Przepraszam za to i dziękuję. Nie musiałaś tego robić.
- Musiałam. Widzę, jak cierpisz. Dostanę tylko krwi i poczuję się dużo lepiej.
Blondynka weszła do pokoju, a ja odszedłem. Miałem wyrzuty sumienia.

* * *

Wyszłam ze szpitala idąc wolnym krokiem w stronę dormitorium dampirów. Jak mi się zdawało...
            - Rose. Roza zaczekaj – usłyszałam za sobą znajomy głos strażnika, w jednej sekundzie zirytowana odwróciłam się w stronę Bielikowa.
            - Mówiłam żebyś trzymał się ode mnie z daleka – warknęłam i odrzuciłam włosy do tyłu.
    -Mówiłaś. Dlatego zdecydowałem że twoje treningi przejmie strażniczka Pietrowa.       
 - Cudownie. Mogę już iść? 
-Idziesz do Lissy?             
- Nie – burknęłam i odwróciłam się, a znikąd przede mną pojawił się wielki mur. 
- Bielikow, cholera, gdzie są dormitoria nowicjuszy?!
Mężczyzna zaśmiał się łagodnie po czym delikatnie popchnął mnie w drugą stronę. Wzdrygnęłam się gwałtownie i spojrzałam w jego oczy. Znałam je. Przez głowę przemknęła mi myśl że w innym życiu strażnik Bielikow mógłby być cholernie seksownym i gorącym facetem. W innym życiu, ponieważ przed oczami miałam wciąż twarz rudzielca ze szpitala. Masona.

* * *

            Zaprowadziłem ją do dormitorium, chwile później zostałem wezwany na granicę terytoriom szkoły. Jesienny wiatr smagał moją twarz, październikowe powietrze przesycone było wonią deszczu i powoli gnijących liści. Okryłem się szczelniej skórzanym płaszczem. W mojej głowie wciąż kłębiły się tysiące myśli, a każda z nich sprowadzała się do jednej osoby. Wulkanu energii, o niewyparzonym języku - Rosemarie Hathaway.
Nagle usłyszałem wrzask. Obejrzałem się gotowy do ataku.
- Dimka!!!
Poczułem, jak ktoś rzuca mi się na szyję. Zobaczyłem długie, atramentowe włosy.
- Dimka, nie masz pojęcia jak się za tobą stęskniłam! - w blado-niebieskich oczach kobiety zauważyłem znajomy, psotny błysk.
- Witaj, Taszo.

__________________________________

Mam dla was rozdzialik, pierwsza część perspektywy Dymitra by adminka Bad Elf, część druga i  cała perspektywa Rose by adminka Kala. Ponieważ rozdział jest krótki do przyszłego tygodnia oczekujcie kolejnego.
~Kala 

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny i czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już powoli się pisz. Miał być jeden długi, ale to by było za dużo naszego czarnego skrzywionego humoru. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieki serdeczna za rozdział kolejny, opowiadanie jest mega super, Czekam na kolejny :) masz talent dziewczyno.

    OdpowiedzUsuń