Rozdział 31








SCHOWAJCIE PROSZĘ WSZYSTKIE OSTRE NARZĘDZIA ZA NIM PRZECZYTACIE TEN ROZDZIAŁ. JA MUSZĘ ŻYĆ! CHOĆ MÓJ TRUP JUŻ SIĘ ŚCIELA. -BAD ELF



Dymitr.

Życie? Czym miało być życie bez niej? Wszystko zniszczyłem jedną małą pokusą. Jedną malutką, a zarazem tak wielką pokusą. Lucyfer jest pewnie ze mnie dumny. Jak mogłem utopić swój smutek w Taszy? Steki takich pytań krążyły mi po głowie. A sny, które miały dawać ukojenie? Zadawały jeszcze większy ból. Bałem się spać. Bałem się snów, bo w nich widzę tylko rozzłoszczoną Rose, zastającą mnie w łóżku z Taszą, a potem zmieniającego się w bezlitosnego żądnego krwi potwora, któremu zostały strzępki uczuć. Może ona dalej żywiła do mnie coś podobnego do uczucia, tylko że to nie było to... To jest pragnienie, nie uczucia. Wiedziałem, że już nigdy jej nie odzyskam. 

Wstałem powoli z łóżka. Dopiero teraz poczułem skutki oddziaływania wódki. Byełem w żałosnym stanie.. Głowa mi pękała. Ale to nie było najgorsze.Najgorsza była świadomość, że to wszystko przeze mnie. Mogłem do tego nie dopuścić. Gdybym jej wtedy nie zostawił, gdybym pobiegł za nią...

Wyszedłem ze swojego pokoju. Listopadowe powietrze mnie orzeźwiało i rozwiewało włosy. Otuliłem się szczelniej prochowcem. Musiałem jak najszybciej pogadać z Iwaszkowem. 

Zmierzałem właśnie w stronę jego dormitorium gdy usłyszałem krzyk. 

-Dymitr! - instynktownie się odwróciłem. Przede mną stała Jeanine Hathaway we własnej osobie. 

- Jeanine - wysapałem. Zaschło mi w gardle, poczułem palące spojrzenie matki mojej ukochanej... 

- Nie słodź mi tu Bielikow. Jak śmiałeś tknąć moją córkę? Ona ma siedemnaście lat! Masz skłonności do pedofilii?! - ryknęła

-Jeanine zostaw mnie... błagam... - ale ona dalej kontynuowała swoją tyradę. W pewnym momencie ocknęła się i zmierzyła mnie posępnym wzrokiem.

- Piłeś.

- Trzeźwieję - burknąłem. Przez twarz Jeanine przemknął jakiś cień, zmrużyła oczy i odgarnęła włosy do tyłu.

- Ty nigdy nie pijesz, Bielikow... Gdzie jest, Rose? - odruchowo odwróciłem wzrok unikając jej spojrzenia. Nie byłem gotów powiedzieć tego, świadomość tego co spotkało moją Rozę wypalała mnie od wewnątrz, ale powiedzenie tego na głos oznaczało by przyjęcie do wiadomości jej losu. Oznaczało by brak snów i marzeń o wspólnej przyszłości. 

-Bielikow ty cholerny Rosjaninie. Pytam się, gdzie jest moja córka?! 

-Rose, jest.... 

-Słucham? - usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się. W naszą stronę właśnie zmierzał Adrian.

-Bielikow, właśnie miałem do Ciebie iść i ostrzec że Hathaway... - moroj zaklął szpetnie. - Spóźniłem się.

- Bielikow, dobrze ci radzę, jeśli masz jakiś szacunek do swojego życia powiedz mi gdzie jest moje dziecko. W innym przypadku, przypadkowo mój sztylet może znaleźć się na twoim gardle.

-Ona jest...

-Rose jest strzygą. - odpowiedział Adrian.

Twarz Jeanine przybrała dziwny wyraz. Była jedną z tych nielicznych osób która opanowała kamuflowanie swych emocji niemal do perfekcji.

- Co ty pierdolisz... Gdzie jest moje dziecko?! Gdzie jest Rosemarie?!

-Rose... ona została strzygą... przeze mnie - łzy napłynęły mi do oczu. Nie zdążyłem się odwrócić gdy poczułem pięść Janine na swojej twarzy.

-Jak mogłeś jej to zrobić?! Najpierw bawisz się w pieprzonego kochanka, a później podajesz moje dziecko strzygom na tacy?!

-Ja...- dostałem kolejnego kopa w brzuch.

- Gadaj albo zrobię z Ciebie miazgę!

-Janine uspokój się! - wrzasnął moroj.

-Zamknij się Iwaszkow! - dostałem kolejnego kopa którym powaliła mnie na ziemie i przygwoździła.

-Powiedz mi Bielikow, co się stało, albo urządzę ci jesień średniowiecza.

-Strażniczko Hathaway, zostaw go. To nie jego wina. Chyba masz honor i nie będziesz kopała leżącego?

I wtedy Jeanine zrobiła coś czego nigdy bym się po niej nie spodziewał. Upuściła sztylet i upadła na kolana, zaczynając szlochać.

- Rose, moja mała Rose... Kto, to zrobił? Dlaczego?

- Galina i Daszkow. Po porwaniu Lissy, Rosa próbowała odnaleźć sprawcę, więc uprowadzili także ją. Torturowali i sprawili że zapomniała o nas...

- Bielokow... TO JEST TO. SPRAWILI ŻE ZAPOMNIAŁA. Wiesz co to znaczy? To wszystko było zaplanowane! gdyby udało im się połączyć wpływ magi ducha oraz potencjał ziemi do nakładania czarów podobnych do nobu, lub uroku miłosnego...

-Dobrze się czujesz? Adrian o czym ty mówisz. Moją córkę...

- On ma rację... Daszkow, włada ziemią i ma dość szmalu, aby zafundować rzucenie odpowiedniego zaklęcia. Wpływ mógł sprawić że podświadomie Rose będzie odpychała swoich przyjaciół, którzy mogli by pomóc jej odzyskać pamięć. A magia Lissy nie zadziała, ponieważ Rose poza obrażeniami fizycznymi była zdrowa, to jej umysł został zaatakowany!

Poczułem jak boli mnie serce. Ona nad tym nie panowała. To a ja ją zawiodłem... Byłem z Taszą...

- To ma sens... - wyszeptała strażniczka... - tylko jedna rzecz tu tylko nie pasuje... Po co ktoś zadał sobie tyle trudu?

Echem w mojej głowie zadudnił głos Galiny: "-Jeszcze parę godzin temu to ty miałeś być na jej miejscu."

- Po mnie. To ja byłem celem, ja miałem zostać przebudzony... Wybrali Rose.

- Ale na początku to miałeś być ty zastanówmy się co was łączy: poza maniakalno-opsesyjną chęcią zabijania strzyg co za tym idzie wyszkoleniem, oślim uporem i lojalnością nic tutaj nie widzę...

- Oboje znamy Akademię i jej system obronny jak nikt...

- Jeśli to co mówisz, jest prawdą to jesteśmy w cholernej pułapce za piętnaście minut zachodzi słońce.

- Nie mamy pewności...

- Lepiej dmuchać na zimne.



Rose.

Stałam na gałęzi rozłożystego dębu przyglądając się jak strażnicy biegają w koło, słońce zaszło kilka minut temu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Udało nam się sparaliżowaliśmy całą Akademię. Wozy ze strażnikami właśnie przekroczyły granicę tarcz ochronnych. Wyjęłam telefon:

- Galina? Wszystko idzie jak zgodnie z planem. Przysłali posiłki z pałacu. Możemy zacząć podkładać C4.

- Nie spodziewają się ataku?

- Z tego co mówi Nathan cel jest zabezpieczony, jednak znaczną ilość strażników przetransportowano do Władimira.

- Ile potrzebują czasu na przygotowanie wrzystkiego do wybuchu?

- Godziny - odpowiedziałam ze znudzeniem. 

- Więc odwróć ich uwagę, krwawą jadką w Akademii, niech myślą że znają nasze plany. Ah, kochanie jeśli spotkasz syna Moiry i...

- Pamiętam. Nie tykać ani jego ani jego ciotki.

Pewna postać przykuła moją uwagę. Co Mazur tu robił?!


Lissa.

- Biedny, Mason - szepnął Christian.

- Biedna, Rose...

- Lisso to już nie jest Rose.

Drzwi trzasnęły z hukiem. Do pokoju wpadł wściekły Adrian.

- Kurwa mać! Czy ktoś mnie w końcu ze chce posłuchać?! Od wczoraj prubuję uświadomić Bielikowa, teraz jeszcze matkę Rose. Ale czy ktoś mnie słucha? Poszli udawać pieprzonych bohaterów. Nie wierze że ją straciliśmy, z resztą nie jestem jedyny, pewien mafioza uważa podobnie. A mówiłem wam już? Nasza kochana Hathaway, bawi się w pirotechnika. Kupiła od Abe Mazura kupę C4.

- Po co jej C4? - spytałam, nie mogłam zrozumieć niczego. Mój mózg zawiesił się od kąt tylko zobaczyłam ją, gdy zabijała Masona. Opadłam bezwładnie na łóżko. 

- Co masz na myśli mówiąc że jej nie straciliśmy? - odezwał się Chris.

- W Rosji powiadają że można sprowadzić duszę z powrotem.

Nagle usłyszeliśmy jakiś wybuch.

- Mamy odpowiedź po co jej C4...

5 komentarzy:

  1. Świetny i mam nadzieję, że niedługo będzie następny. Życzę weny <3
    I zapraszam do mnie
    http://zycie-milosc-przyjazn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Adriana XD i oby Rose znowu była sobą !
    Pozdrawiam i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. oo..świetny :*
    czekam na kolejny..:D

    OdpowiedzUsuń