Rozdział 32 cz. 2 Atak

FAZA TRZECIA
Dwór, Pensylwania godzina 22:15

Zwarte kłęby płomienno-szarej mgły unosiły się nad pałacem królewskiego Dworu moroi. Kamienne bryły roztrzaskanych posągów utrudniały ucieczkę spłoszonym arystokratom. Budowle zaczynały trawić płomienie wszechobecnego ognia. Powietrze przedzierały donośne krzyki przerażonych wampirów. "Bynajmniej nie strzyg" - pomyślał.
Nathan kroczył dostojnym krokiem, z podniesioną głową w wyrazie zadumy, pośród całej tej burdy. W ręku trzymał niedziałający już detonator. Szczerzył zęby w głupkowatym uśmiechu. Jakaś nastolatka uderzyła w niego z impetem. Chwycił ją za włosy i szarpnął. Zawyła z bólu.
- Nieładnie, oj nieładnie... - wycharczał.
- Proszę, nie zabijaj mnie! - pisnęła. - Zrobię wszystko, tylko mnie nie zabijaj! Zrobię dla Ciebie wszystko! Tylko pozwól mi żyć!
- Jak cię zwą, dziecko?
- Mastrano, sir! Jill Mastrono.
- Chyba nie jesteś córką Emily i Johna...
Nathan nigdy nie brał jeńców. Ale tym razem nie mógł się oprzeć. Jeśli ta mała to naprawdę...
- Błagam! - zapiszczała.
- Zgoda. Od tej pory należysz do mnie dzieciaku, ale musisz udowodnić, że tego pragniesz.
Wyciągnął zza palta nóż i złapał pierwszego lepszego strażnika, który nawinął mu się pod rękę i jednocześnie nie spodziewał się ataku. Unieruchomił go i zachęcająco wskazał by zaatakowała.
Jill patrzyła swoimi przenikliwymi oczami na dampira. W jego spojrzeniu widziała bezgraniczny strach ukryty za maską szaleńczej odwagi. Strażnik był straszy od niej zaledwie o parę lat. Był młody, właśnie ukończył akademię.
- Jill? - spytał cichym, nieśmiałym głosem.
Znała go nazywał się chyba Breck, Brock... nie Brandon. Miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy, a uniform został zaplamiony krwią.
- No dalej, dzieciaku. Powiedziałaś, że zrobisz dla mnie wszystko. A to właśnie jest moje życzenie. Zabij go. Zadaj mu niewyobrażalny ból, a później go zabij. Ciesz się tym, jak życie opuszcza jego nędzne ciało. Nauczę cię wszystkiego, będziesz moją małą wtyczką, kochaniutka, ale udowodnij mi, że chcesz żyć. Jeśli się nie zgodzisz, oboje zginiecie. Masz wybór. On nie. Czas tyka złotko. Zrób to.
Nóż trząsł się w jej ręce, podeszła do dampira.
- Ja...
- No dalej! - krzyknął już wściekły Nathan. Nudziła go ta gierka, z chęcią zabiłby oboje, jednak była mu potrzebna. Posłał jej mordercze spojrzenie, a jej ręka nagle gwałtownie się wyprostowała i wbiła w klatkę piersiową trzymanego kurczowo przez niego mężczyznę. Zacharczał i zwinął się z bólu ale wciąż żył...
- No dalej, dzieciaku.
Wbiła nóż ponownie, tym razem prosto w serce i przekręciła go. Mężczyzna upadł bezwładnie na ziemię.
- No, no... myślałem że stchórzysz. Teraz jesteś jedną z nas, częścią całej tej grupy. Gratuluje właśnie zostałaś częścią rodziny strzyg.
Jill zrobiło się niedobrze, czuła się okropnie. Zabiła człowieka. ZABIŁA. Słowa Nathana pozostały dla niej odległe. Poczuła, jak ją szarpie i każe iść z jakąś inną strzygą. Łzy sączyły się z jej oczu.
Nathan popędził do komnat królowej. Zastał ją samą.
- Wasza Wysokość! Zadziwiające jak łatwo się do pani dostać.
Chwycił ją i skręcił jej kark.

2 komentarze:

  1. Kocham <3 Kocham, ale krótkie...
    I błagam, zróbcie coś z czcionką, bo nie da się zbytnio czytać :(

    OdpowiedzUsuń